Żyło sobie trzech krasnali, nie górali. Trzech ich było, trzech z fasonem. Dwóch wesołych wesołych, jeden smutny, bo miał żonę. A ta żona była jędza, no i basta. Miała wałek taki wielki, jak do ciasta. I tym wałkiem, kiedy chciała. Swego męża, krasnoludka wałkowała. Już krasnoludek taki cienki, jak niteczka.
Zachodni Zhou 1027–771. Wschodni Zhou 770–221. 770–476 Wiosna i jesień. 475-221 Walczących Królestw. Zhou byli pierwotnie pół-koczowniczymi i współistnieli z Shangami. Dynastia została zapoczątkowana przez królów Wen (Ji Chang) i Zhou Wuwang (Ji Fa), którzy byli uważani za idealnych władców, mecenasów sztuki i potomków
zamieszkanie otrzymało 133 Chińczyków, w kolejnym roku 411, zaś w 2000 roku 379 Chińczyków. Natomiast zezwolenia na osiedlenie się w roku 1998 otrzymało zaledwie 9 Chińczyków, w 1999 roku – 18, a w 2000 roku 28 osób. Większą dynamikę chińskiej imigracji zaobserwować będzie można dopiero po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Było sobie trzech przyjaciół. Nie widzieli się przez lata, a kiedy wreszcie się spotkali zaczęli się przechwalać. Pierwszy mówi: - Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie. Drugi mówi: - Jestem najprzystojniejszym facetem na świecie. Trzeci mówi. - Jestem największym podrywaczem na świecie.
Rośliny wspomagają pracę przewodu pokarmowego, wątroby i pęcherza żółciowego. 3. Medycyna chińska - dieta. Medycyna chińska uznaje, że zdrowie można utrzymać dzięki właściwej diecie. Według Chińczyków jadłospis powinien się składać w 40% z owoców i warzyw, w 40% z węglowodanów ( produkty zbożowe: kasza, ryż, otręby
Chińska Stacja Tiangong. Amerykanie wiele lat temu wyrzucili Chińczyków z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Chińczycy więc wybudowali sobie swoją stację. Dzisiaj wyścig kosmiczny już dawno nie odbywa się pomiędzy USA a Rosją. Dzisiaj USA muszą uciekać, żeby nie dogonili ich Chińczycy. Chińska stacja kosmiczna kryje wiele
Łamańce językowe. Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów. A cóż że cesarz ze Szwecji. Baba bada baobaby. Baba dba o oba baobaby. Bezczeszczenie cietrzewia cieszy moje czcze trzewia. Córka cesarza całuje piekarza! gryzła trawę kręcąc mordą. gryzła trawę wraz z jaskrami. Czego trzeba strzelcowi do zestrzelenia cietrzewia
Harry Potter i Dary Śmierci. Rozdział 21. Legenda o Trzech Braciach. Tłumaczenie: Śmiertelny Rogal i Bóbr Remusa. Harry spojrzał na Rona i Hermionę. Wyglądało na to, że żadne z nich nie wiedziało, o czym mówił Ksenofilius.
Przez ostatnie dekady Chiny przeszły przez „nową fazę”, „nowy rozdział” oraz „nowe wdrożenie” rządów prawa. Były to okresy, podczas których Partia realizowała wcześniej powzięty plan dotyczący rządów prawa w Chinach. Sami przedstawiciele Komunistycznej Partii Chin twierdzą, że rządy prawa to „wybór Chińczyków
Papier. Papier był kolejnym wynalazkiem Han. Papier mógł być zrobiony ze szlamu z tkanin, takich jak konopie lub ryż. Ts'ai-Lun przypisuje się wynalazkowi, chociaż uważa się, że został stworzony wcześniej. Ts'ai-Lun dostaje kredyt, ponieważ pokazał go chińskiemu cesarzowi ca. AD 105.
qEsL1Y. Były sobie trzy japonki: Cypka, Cypka Rybka, Cypka Rybka Rompomponi Było sobie trzech chińczyków: Jaksy, Jaksy-draksy, Jaksy-draksy Droni Pobrali się. Jaksy z Cypką. Jaksy-draksy z Cypką Rybką. Jaksy-draksy Droni z Cypką Drypka Rompomponi. Mieli dzieci. Jaksy z Cypką - Szacha. Jaksy-draksy z Cypką Rybką - Szanszaracha. Jaksy-draksy Droni z Cypką Rybką Rompomponi Szanszarachadroni. Dusia28 Newbie Odpowiedzi: 2 0 people got help
Autor: Wiesław Pilch Przedruk za uprzejmą zgodą Autora. Artykuł pierwotnie opublikowany na: Chcę dziś poruszyć problem największej budowli hydroenergetycznej na świecie. Nie znam dokładnych danych tej tamy. Na pewno nie jest najwyższa. W USA widziałem (na zdjęciu) tamy spiętrzające wodę do wysokości 400 m. A tu skromne 161 m. I nie wiem czy ta jest najszersza. Może. Fakt pozostaje faktem, że w wyniku zbudownia tamy powstał zbiornik wodny o wielkości nieco ponad 1000 km2. Taki np. prostokąt o bokach 20* 50 km. Na pewno znacznie większy od W-wy. I od Singapuru też. Jako że różni ekoterroryści i inni politycy - też terroryści - próbują zdyskwalifikować sam sens powstania tamy, spróbuje napisać o tym kilka słów. Zacząć trzeba od tego że sam projekt powstał ...w 1919r. Trochę dawno temu. A po co? To co teraz napiszę to rzecz oczywista ...dla Chińczyków, ale już na pewno nie dla skretyniałej częsci białych. Otóż od tysięcy lat Jangcy wylewa. I od tysięcy lat ludzie tracili domy, majątki i życie. Bo Jangcy wylewała. Więc kiedy skończyła się w Chinach epoka cesarstwa (1911), co inteligentniejsi Chińczycy myśleli, ze teraz zacznie się raj. A zaczął się taki burdel, że pod koniec lat 20 tych zeszłego wieku sądzono, iż na Chińczyków „przyszła kryska na Matyska”. Naród zaczął niknąć w oczach. Wymierać. Wiec to niekoniecznie był dobry czas na zajmowanie się stanem Jangcy. Później była okupacja japońska, a po niej wojna domowa w wyniku której doszli do władzy komuniści z Mao na czele. Mieli bardzo dziwne- delikatnie mówiąc- pomysły, ale wśród nich był jeden, który omal nie cofnął Chin do epoki kamienia łupanego. Na całe szczęście Mao umarł, ale rozsądni komuniści zostali. I zaczęli zamiatać po poprzednikach tak szybko, że aż się kurzyło. Z tego tumanu kurzu wyłonił się powtórnie projekt zapory na Jangcy. Dla każdego myślącego Chińczyka- szczególnie tego mieszkającego w okolicy rzeki- zapora na Jangcy to spełnienie marzeń o SPOKOJU. Mierzonym brakiem corocznych powodzi. Powtórzę mocniej to co jest najważniejsze! Jeśli jakikolwiek biały zaczyna gadać głupoty o tej zaporze, to niech naprzód cofnie się te 30-40 lat wstecz, niech przerzuci kroniki i sprawdzi co Jangcy potrafiło zrobić ze swoją okolicą. A przecież i w Polsce jest rzesza ludzi którzy przeżyli katastrofę „powodzi tysiącleci”, więc Ci ludzie dobrze wiedzą co oznacza przeżyć powódź. Tyle że u nas powódź była raz na tysiąc lat, a tam to się zdarzało rok w rok. Na pewno myśląc o tamie można zrobić rachunek zysków i strat. Bo jak w każdym wielkim, epokowym przedsięwzięciu są zyski i są straty. Do strat zaliczyłbym konieczność wysiedlenia ok. 1miliona 700 tysięcy ludzi. Tylko z okolic które miały być zalane. Tama kosztowała 58 mld. dolarów. Też nie w kij dmuchał. Zostało pod wodą kilkaset stanowisk archeologicznych - wszak pamiętajmy, że jest to obszar starożytnych Chin. To jest obszar aktywny sejsmicznie, więc tama jest obliczona na przetrwanie trzęsienia o kali w skali Richtera. A co jeśli będzie więcej? A więc starta w postaci strachu. Kolejną stratą jest to co się dzieje ostatnio. W wyniku zmian klimatycznych zaczynają się gigantyczne osuwiska ziemi. Jeśli skumulują się: trzęsienie ziemi i obfite deszcze które spowodują osuwiska- to może się zdarzyć tragedia wokół zapory i przy samej zaporze. Też koszt- strach. Kolejnym kosztem jest - biorąc pod uwagę ostatnie potencjalne zagrożenie - konieczność przesiedlenia kolejnych dziesiątków tysięcy ludzi w bezpieczniejsze miejsce. Bardzo często- już raz przesiedlonych. Oczywiście suma rocznych kosztów eksploatacji też nie jest bagatelna. Ostatnio mieszkańcy jednego z miast nad tamą pobili się z milicją, bo trzeba było wybudować rurociąg na odpompowywanie odpadów ze zbiornika. A mieszkańcy powiedzieli: NIE. I wygrali. W „komunistycznych” Chinach. Ciekawe, co? Słowem tych kosztów trochę się nazbierało. I to nie bagatelnych. I nie do przemilczenia. Prawdziwych. Realnych. Tyle, że są jeszcze zyski. O nich - szczególnie w „demokratycznych i pluralistycznych” mediach się nie wspomina. Bo trzeba by było zaprzeczyć samemu sobie. Jak wiadomo cały „cywilizowany inaczej” świat bije w Chiny jak w bęben, ponieważ są one największym- jak fama głosi- trucicielem wody, powietrza i gleby. Bo za dużo spala się węgla- a przecież Chińczycy powinni spalać to co trzeba importować, a nie to co mają swoje. (niech biorą przykład z Polaków). Więc skoro wybudowali zaporę która daje tyle elektryczności, że można by sprostać zapotrzebowaniu Szwajcarii lub Pakistanu na energię elektryczną, to ta energia zastępuje węgiel który trzeba by było spalić w kotłowniach. Tak, tylko przy takiej konstatacji trzeba by przyznać, że zapora daje również zyski. Oczywiści takie „drobiazgi” jak brak corocznych powodzi i brak ofiar w ludziach oraz majątku nikogo na tzw. zachodzie nie obchodzi. Wszak to „tylko” Chińczycy. Ich jest dużo, kilku mniej- kilku więcej- co za różnica. I to jest perfidia zachodniego sposobu myślenia. Bo gdy na tym zachodzie zdarzy się powódź, to robią z tego tragedię na miarę końca świata. Ale wracając do Chin- to jest zysk nie do przecenienia. No i tak doszedłbym do końca tej gawędy o Tamie Trzech Przełomów. Na pewno jeszcze o niej usłyszymy. Bo gdy tak czytam o tym co się tam dzieje gdy przybiera woda, to naprawdę nie chciałbym być w skórze tych ludzi którzy mieszkają w okolicy. Bo tama jest ZA MAŁA! Może inaczej. To rzeka jest gigantyczna. I masy wody są gigantyczne. Takich zapór powinno powstać kilka. Nie jedna. Ale przecież to jest jeden z tych obszarów Chin gdzie gęstość zaludnienia jest największa na świecie. Jak się patrzę czasami na fotografie miast wokół Jangcy podczas pory deszczowej- to ciarki mnie po plecach przechodzą. Drewniane domy na drewnianych palach. W nurcie rzeki. I domek przy domku i jeden na drugim. Matko Boska! To są dziesiątki i setki tysięcy ludzi. Gdzie ich podziać? Gdyby się miało budować kolejną zaporę to trzeba tym ludziom dać lokum. Przyzwoite. Z wyższym standardem niż to które teraz mają. A czy się zgodzą na przeniesienie? A ekoterroryści? A tzw. światowa opinia publiczna – która wprawdzie Chińczyków ma w dupie, ale przy okazji nowej zapory mogłaby wyartykułować swoje własne interesy. Tak że z Jangcy, zaporą i związanymi z tym problemami zetkniemy się jeszcze nie raz. Ale nie dajmy się zwariować. Chciałbym, aby władze w moim kraju tak dbały o swój naród, jak o swój dbają władze Chin. I to bez względu na powody tej dbałości - bo jest ich rój.
Trzej muszkieterowie (plus d’Artagnan – swoją drogą, zawsze mnie ciekawiło, czemuż to on, w końcu główny bohater powieści, w tytule nie został uwzględniony) byli dla mnie zawsze symbolami przyjaźni – i to wrażenie powtórka po latach potwierdziła – oraz rycerzami bez skazy, którzy w obronie swego honoru, króla i kobiety wyciągną szpadę i pojedynkować się będą do upadłego. To wrażenie teraz rozwiało się niczym kurz na gościńcu, którym zmierzał do Paryża młody gaskoński szlachcic. D’Artagnan, gdyż o nim mowa, jechał do stolicy, by zaciągnąć się na służbę do muszkieterów królewskich. W drodze zdarzyło mu się zadrzeć z człowiekiem z blizną, ujrzeć w przelocie blond piękność i utracić list polecający do dowódcy muszkieterów, pana de Treville. W jego też pałacu nadepnął na odciski trzem walecznym kompanom: Atosowi, Portosowi i Aramisowi. Potem, jak chyba wszystkim wiadomo, był potrójny pojedynek zakończony zawarciem dozgonnej przyjaźni, masa innych walk na szpady, zadarcie z potężnym kardynałem Richelieu, parę romansów, sieć intryg oraz szaleńcza wyprawa do Londynu. Powieść Dumas dzieli się na dwie części: pierwsza jest spójną i dość dynamiczną historią pierwszych kroków d’Artagnana w wielkim świecie, zwieńczoną eskapadą po spinki królowej Anny Austriaczki, druga natomiast snuje się najpierw wokół prób zdobycia ekwipunku na wyprawę wojenną i niemrawych starań wykrycia porywaczy ukochanej d’Artagnana, potem wyczynów militarnych, by wreszcie skupić się na losach Milady, owej tajemniczej blondynki, którą Gaskończyk dostrzegł na początku swej wyprawy do Paryża. Sceny finałowe melodramatyzmem nie przebijają co prawda zgonu Stefci Rudeckiej, niebezpiecznie jednak się do tego ideału zbliżają. Na szczęście Dumas dorzucił tu i ówdzie epizod niemal heroikomiczny, jak śniadanie w bastionie Świętego Gerwazego, albo wdał się w analizę charakterów służących i ich stosunków z chlebodawcami, pokazując, że nie było mu obce poczucie humoru. Do skrzyżowania szpad każdy pretekst jest dobry (ilustr. Jerzego Skarżyńskiego). Autor nie wpadł też na pomysł, by swoich bohaterów uczynić herosami bez skazy. Wręcz przeciwnie, obdarzył ich całą masą cech mocno sprzecznych ze stereotypowym wyobrażeniem szlachetnych szermierzy honoru. Bo i ten honor często pojmują nader pokrętnie – w myśl zasady, że jeśli chcemy się z kimś pojedynkować, to za pretekst wystarczy byle głupstwo. Poza tym Portos jest próżny i z jego poczuciem honoru nie kłóci się żerowanie na uczuciach starszej kobiety, d’Artagnan – ponoć szaleńczo zakochany w pani Bonacieux – w ramach poszukiwań porwanej kochanki najpierw uwodzi pokojówkę, by zdobyć dostęp do jej pani, a potem bez szczególnych szmerów w podświadomości zaczyna sypiać również z Milady. Aramis to cicha woda, wygląda na takiego, co to „modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”. Najlepiej na ich tle wypada Atos: co prawda za dużo pije, ale przynajmniej ma porządny powód, by zalewać robaka. Jego kompani zresztą też za kołnierz nie wylewają. Wynika z tego, że „Trzej muszkieterowie” na pewno nie są umoralniającą powiastką dla dzieci, chociaż w moim pokoleniu, a i pewnie wcześniej powszechnie była chyba czytana w wieku dwunastu czy trzynastu lat. Wtedy walor czysto przygodowy przesłania całą resztę, a górnolotne hasła o obronie honoru wnikają w pamięć, pozostawiając fałszywe wrażenie, że świat opisany przez Dumasa jest czarno-biały: wszyscy albo obrzydliwie szlachetni, albo podli. Tymczasem podła jest wyłącznie piękna Milady (skądinąd najciekawsza postać), ale cała reszta bohaterów również ma rozmaite skazy – może poza panią Bonacieux, której przypadła niewdzięczna rola przeciwwagi dla Milady; rola, która skazała ją na zupełną nijakość. Bez względu jednak na wszystko powieść Dumasa daje masę uciechy, ciut tylko mniejszą niż ta dawna radziecka adaptacja filmowa: Aleksander Dumas, Trzej muszkieterowie, tłum. Joanna Guze, ilustr. Jerzy Skarżyński, Krąg-Officina 1993. (Visited 4 114 times, 32 visits today)